Republikaniec Republikaniec
539
BLOG

Polska - Ukraina. Cień mogił

Republikaniec Republikaniec Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 26

Trudno się pisze o polsko - ukraińskich relacjach. Historia ostatnich paruset lat tak wymieszała nasze losy i etnosy, że poprowadzenie jakichkolwiek cezur wydaje się wręcz niemożliwe. Dwudziestowieczne szarpanie spadku przebiegało dramatycznie, dzieląc dosłownie wszystko. Nawet rodzeństwo, jak uczy przykład braci Szeptyckich (wnuków Aleksandra Fredry), z których jeden został polskim generałem, drugi zaś duchowym przywódca grekokatolickich Galicjan. Nasze relacje nigdy nie były sielankowe- raz gorsze, raz lepsze. Pełne i cywilizacyjnej współpracy w zagospodarowaniu spustoszonych przez Ordę pozostałości po kijowskiej Rusi, aktów bohaterskiej współpracy wojennej, ale też i wzajemnych walk i zbrodniczych rzezi. Sołonica i Batoh, chmielniczyzna i polsko - tatarskie pacyfikacyjne rajdy Stefana Czarnieckiego. Okrutna rzeź humańska i kodeńskie egzekucje, przed którymi oświecony król Staś radził w liście oboźnemu Stępkowskiemu, by schwytanych hajdamaków nie zabijać, ale puszczać dla postrachu żywych – po obcięciu ręki i nogi. I tak aż do II wojny światowej z wołyńską kulminacją. Współczesność znów nas zbliżyła. Wspólne zagrożenie, dążenie do europejskiego dobrobytu. Wydaje się, że tak stosunki międzypaństwowe, jak i międzyludzkie są dzisiaj na najlepszej drodze do zgody. Tylko ten wołyński cień... Z naszej strony patrząc, zapomnieć się nie da. A wybaczyć? Czy jeszcze nie za wcześnie? Z ukraińskiej, sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Młode państwo w desperackim poszukiwaniu budujących tożsamość mitów sięgnęło po walczących o niepodległość ludzi OUN-UPA. Długo, twardo i zaciekle walczących z sowietami, lecz wcześniej organizujących i wykonujących ludobójczą czystkę etniczną. Doświadczenie nie do pogodzenia z naszą wrażliwością. Jestem przekonany, że istnienie państwa ukraińskiego oddzielającego nas od Rosji leży w polskim interesie. Znam wielu Ukraińców, z niektórymi jestem nawet zaprzyjaźniony. Ale gdy zwiedzając cudowne foyer Politechniki Lwowskiej zobaczyłem tam popiersie Stepana Bandery, oczy przesłoniła mi mgła wściekłości. Ostatni list ukraińskich polityków to z pewnością gest dobrej woli. Różnie można oceniać kalkulacje, które doprowadziły do jego powstania, ale świadczy o woli zbliżenia. Ostrożna odpowiedź polityków PiS wyraża z pewnością poglądy znacznej części naszego społeczeństwa w tej kwestii. Czy na pojednanie nad kresowymi mogiłami nie jest jeszcze za wcześnie? Ale ile trwać będzie jeszcze otwarcie aktualnego okna historii? Kto powinien iść dalej w ustępstwach? Czy dla Polaka w ogóle jest możliwa rozmowa o ukraińskiej wizji historii, jaka reprezentuje szef ich IPN-u Wiatrowycz? Nie wiem. Kiedy jest za wcześnie, a kiedy za późno? Pamiętam też, że nie porosły jeszcze trawą wołyńskie mogiły, gdy UPA i WiN wspólnie walczyły z NKWD w Hrubieszowie. Ot,taki wojenny epizod.                                                                   

                                                              ***

I jeszcze jeden incydent, tym razem mój, prywatny. Z liceum, które miałem zaszczyt ukończyć, w wyruszyła w 1920 roku duża grupa uczniów-ochotników. Siedmiu, w tym ich profesor, nie wróciło. Ich postacie obrosły kultem, odwiedzano ich mogiłę, a w gimnazjalnej kaplicy wmurowano pamiątkową tablicę. Szczęśliwie przetrwała wojnę i komunę. Po raz pierwszy Mama zaprowadziła mnie tam, gdy miałem jakieś 6 lat. Przystanek autobusowy dla wysiadających jest tuż obok kościelnego muru, więc za każdym przyjazdem wchodziliśmy obok niej, by się pomodlić. Potem, w latach szkolnych – codziennie. Napis „Ojców poszli śladem, potomnym na otuchę”, kształtował mnie – i wielu innych. Gdy po upadku ZSRR szerzej otwarły się granice, postanowiliśmy odszukać grób bohaterów. Nie było łatwo, teren bardzo się zmienił, pozmieniano nazwy miejscowości, a na domiar złego w pobliżu były sowieckie tereny garnizonowe. Pomogła przy lokalizacji widoczna na szkicu w przedwojennej ”Bellonie” linia kolejowa. Udało się! Na skraju ornych pól mały, zarośnięty kurhanik, a w gęstym krzewie tarniny resztki drewnianego krzyża o rzeźbionych ramionach, znanego z przedwojennej fotografii. Ale – coś niespodziewanego: od strony widocznych z daleka zabudowań, ustawiony poobijany, mały, betonowy krzyż, i słoik z świeżymi polnymi kwiatami. Po chwili nadszedł zniszczony, pochylony staruszek. Tak, jest tutejszy, Nie, nie jest Polakiem. Tak, to on przywlókł ten fragment zniszczonego, rzymskokatolickiego krzyża przydrożnego i postawił kwiaty, od dawna tak robi. Tak, wie, kto tu leży, matka mu opowiadała. Polaki, same młode chłopaki, „kleryki”. W 1920 roku ruskie kozaki, Moskale ich wyrąbały, kozaki i kozaczki, bo i baby z szablami jeździły. Pamięta, jak przed wojną Polacy się tym grobem opiekowali, z daleka jeździli. Więc on też, odkąd wrócił. Dlaczego? Bo tu ludzie leżą.  Cieszy się, że przyjechaliśmy, może zajmiecie się tym znowu? Krzak by wyciąć, nowy krzyż postawić.
Kontakt z miejscowymi władzami okazał się nadspodziewanie efektywny, po załatwieniu z obu stron kwestii formalnych Ukraińcy sami ustawili nowy, kamienny krzyż i dwujęzyczną tablicę, organizując przy okazji piękną uroczystość. Znów co roku przybywają kolejne pokolenia licealistów.
Staruszek się cieszył. Przy okazji kolejnego spotkania, jeszcze przed zakończeniem prac powiedział parę słów o tym, skąd wrócił. Z Syberii, Pan. 25 lat w lagrze i 10 na posieleniu, 20 lat miałem, jak wzięli. Za UPA.                                                                                                

                                                      ***
Nie miałem odwagi, by spytać, co robił w czasie wojny. On też w tej sprawie wylewny nie był. Ot, żyć trzeba.
                                                      ***
Taka sobie ludzka historia. Ale z jej powodu bardziej niż wymiana listów polityków interesuje mnie apel biskupa Witalija Skomarowskiego, ordynariusza diecezji łuckiej, który prosi mieszkańców Wołynia o ujawnianie informacji na temat nieznanych dotychczas miejsc pogrzebania ofiar Rzezi Wołyńskiej, by zapewnić im godny pochówek. 

„Z nadejściem kolejnej daty historycznej, 73. rocznicy wołyńskiej tragedii, pragnąc godnego upamiętnienia ofiar tych smutnych – szczególnie dla narodu polskiego i ukraińskiego – wydarzeń, błagając Boga, by narody te wyciągnęły prawidłowe wnioski z historii (...), występujemy z inicjatywą odszukania w obwodzie wołyńskim wszystkich miejsc pochówku ofiar tych wydarzeń (...)”— napisał bp Skomarowski.
Hierarcha wyraził przekonanie, że na polach, przy drogach i w lasach Wołynia wciąż znajduje się wiele takich pochówków i zaapelował, by ludzie, którzy coś o nich wiedzą, zgłaszali to swoim duchownym (cyt. za Kresy24).
To, jak współcześni mieszkańcy Wołynia zareagują, będzie znaczyć o wiele więcej, niż kolejne, mniej czy bardziej rytualne urzędowe przeprosiny.
 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura